Jest jeden aspekt, który warto, byś wziął pod rozwagę. Chodzi o zachłanność. Czy przypadkiem nie dotyczy to ciebie? Bardzo miło jest zarabiać dużo pieniędzy i na pewno warto o nie walczyć, negocjując warunki zatrudnienia. Ale uwaga: nie można być zbyt zachłannym. I to nawet, jeśli pracodawca zaakceptuje twoją stawkę. Ewa ma na to bardzo dobry przykład.
Jeden z jej znajomych, prezes dużej spółki budowlanej, po kilkunastu latach pracy został zachęcony przez heaclhuntera do zmiany firmy. A że początkowo nie miał na to specjalnej ochoty, podał zaporową stawkę, która, jak sądził, powinna zniechęcić nowego pracodawcę. Ale ten – ku jego zaskoczeniu – się zgodził. Znajomy Ewy musiał tylko zarejestrować własną działalność gospodarczą. Podekscytowany bardzo wysokimi zarobkami, rozpoczął pracę w nowej spółce, ł bardzo szybko doszedł do wniosku, że… popełnił błąd. Okazało się bowiem, że w firmie oszczędza się na wszystkim, nawet na materiałach biurowych, biuro i gabinety szefów sprząta sekretarka, brakuje pieniędzy na inwestycje i bieżącą działalność. A jego horrendalne wynagrodzenie, choć zaakceptowane przez właściciela, nawet w nim budzi złe emocje. W rezultacie szybko zaczęto traktować go z niechęcią. Każdą zas trudniejszą sprawę właściciel opatrywał mniej więcej takim komentarzem: „Proszę to oddać do załatwienia nowemu dyrektomwi. Za takie wynagrodzenie on to oczywiście szybko wyprostuje”
Znajomy Ewy popracował w tej firmie trzy miesiące – po tym okresie rozwiązano z nim kontrakt. Od Lego czasu pracuje jako konsultant na rynku. Zapytany jednak, czy żałuje decyzji odejścia ze sLarej firmy, gdzie miał bardzo mocną pozycję, odpowiedział, że nie. Przekonał się, że może zarabiać lepiej, a jednocześnie, że wysokie zarobki to nie wszystko. Na szczęście jest w bardzo dobrej sytuacji – nie obawia się braku dochodów, bo już wcześniej zainwestował w nieruchomości i zdywersyfikował źródła dochodu. Ale gdyby nie miał takich zasobów? Pewnie dziś płakałby do poduszki, że lepiej było jeść małą łyżeczką n iż próbować objadać się chochlą.
Inną strategię obrał pięćdziesięciosiedmioletni były dyrektor dużych zakładów państwowych. Gdy zgłosił się do firmy na stanowisko dyrektora, bardzo zabiegał o osobiste spotkanie z szefem firmy – dynamicznym trzydziestotrzylet- n im człowiekiem, który zbudował od podstaw dystrybucję pewnej grupy towarów i dziś ma 5 procent rynku krajowej sprzedaży. Pragną! go przekonać. że nie zależy mu na stanowisku, ale na pracy. Dlatego nie chce być dyrektorem, lecz… asystentem prezesa. Na tym stanowisku będzie służył szefowi całą swoją wiedzą i doświadczeniem. Ale nie będzie ponosił odpowiedzialności cywilnej za podejmowane decyzje. Nie miał też wysokich wymagań finansowych – zażyczył sobie wynagrodzenia na poziomie początkującego specjalisty. I tylko gdyby został zwolniony, miał otrzymać odprawę za każdy przepracowany miesiąc, o ile nie dopracuje do wieku emerytalnego. Prezes zaakceptował te warunki. Człowiek ten jest obecnie kluczową postacią w firmie, a szefowi w żadnym wypadku nie opłaca się go zwolnić. Czy jest w firmie popularny wśród innych pracowników? Oczywiście, nie jest. Ale nie po to przyszedł do tej pracy, aby go inni lubili.
Leave a reply